Recenzja gry „Printing Press” (Granna)

XV-wieczny drukarz nie miał łatwo! Kiedy już odlał czcionki, musiał je poukładać w ramce, załadować do prasy, zafarbować i odciągnąć. Był to długi, żmudny proces, który dzisiaj wykonuje się jednym kliknięciem w klawiaturę. Gra „Printing Press” od Granny opowiada właśnie o pierwszych procesach druku, a jednocześnie jest zgrabną układanką logiczną.

Tusz za paznokciami

Wyobraź sobie, że pracujesz w późnośredniowiecznej pracowni drukarskiej… Najpierw wybierasz odpowiednią ramkę, w której następnie będziesz układać czcionki. Razem z ramką przyjmujesz zamówienie, o czym ma traktować druk, po czym ustalasz, jakich narzędzi będziesz potrzebował do wykonania zlecenia. Następnie wspólnie z innymi rzemieślnikami zaczynasz szukać w zakładzie odpowiednich przedmiotów. Ważne jest to, który z was sięgnie po nie jako pierwszy. Na koniec wybierasz układ, który zmieści się w ramce, i sprawdzasz, na ile trafnie udało ci się spełnić wszystkie wymagania.

Tak obrazowo wygląda rozgrywka w „Printing Press”. Dla tych, którzy lubią szczegóły techniczne, wyjaśnię teraz trochę dokładniej mechanikę.

Ramka, ale nie na zdjęcie…

Na początku rundy każdy wybiera ramkę (wyobraź sobie ramkę na zdjęcie). Na obramowaniu jest zestaw symboli, jakie powinny się znaleźć w ramce pod koniec rundy. W zestawie z ramką znajduje się płytka drukarska, która jest niczym innym jak zleceniem określającym kolejny zestaw wymaganych symboli. Następnie przez kilka tur gracze wybierają karty, z których będą komponować zlecenie. Każda karta składa się z trzech symboli ułożonych poziomo lub pionowo. Karty można na siebie nakładać, przysuwać i tworzyć nieregularny układ. Dopiero pod koniec rundy musisz nałożyć ramkę na układ kart w taki sposób, by w środku znalazło się dziewięć symboli w układzie 3 x 3.

Całą operację wykonujesz trzykrotnie (trzy duże rundy), przy czym istotna jest tu kolejność zarówno przy dobieraniu ramek, jak i wyborze kart z symbolami. Kolejność co chwilę się zmienia, również dlatego, że gracze mają na nią wpływ. Na koniec trzeciej rundy następują klasyczne liczenie punktów zwycięstwa za spełnione wymagania i wyłonienie zwycięzcy.

Trzy sposoby punktowania

W grze są trzy sposoby zarabiania punktów zwycięstwa. Główne zadania to zlecenia na ramkach i płytkach drukarskich. Do tego dochodzi zadanie pośrednie. Na dole każdej z ramek są symbole, które zapunktują pod koniec gry. Wystarczy, że policzysz, ile ich występuje we wszystkich trzech ramkach, i uwzględnisz mnożniki. Sporo tego. Przyznam, że podczas tłumaczenia reguł gracze nie bardzo wiedzą, jakie zadania wybrać, bo trudno coś przewidzieć, nie znając gry. To wrażenie mija po pierwszej partii – wtedy większość graczy rozumie już ryzyko. Lepiej punktowane zlecenie = trudniejszy układ do ułożenia.

Scheda po Gutenbergu

Kiedy w Internecie pojawiły się pierwsze grafiki prezentujące „Printing Press”, gracze okrzyknęli, że oto pojawił się dodatek do wydanej wcześniej przez Grannę gry „Gutenberg”… Nic dziwnego, „Printing Press” podobnie jak poprzedniczka traktuje o początkach drukarstwa, jest ilustrowana przez tego samego ilustratora i korzysta z tych samych ikon/symboli (kolory farb, specjalizacje, czcionki). Ba, nawet zlecenia są podobne. Podoba mi się taki zabieg, lubię kontynuację serii; tym bardziej że „Printing Press” jest odrębną grą, chociaż pudełko ma mniejsze i na półce wygląda jak dodatek do „Gutenberga”.

Pudełeczka

Lubię styl Granny. Postanowili zastąpić w swoich grach woreczki strunowe tekturowymi pudełeczkami. Pudełka musisz sobie poskładać, ale fajnie się mieszczą w głównym pudle. I wszystko do nich schowasz: karty, żetony, kostki. Dobre wrażenie robi jutowy worek na żetony – ładny, kolorystycznie pasujący do wnętrza. Karty z symbolami są za to cieniutkie i trochę niewygodnie się nimi operuje, ale muszą takie być, bo układa się je jedna na drugiej, czasem na zakładkę, i gdyby były grubsze, cały koncept by się posypał. Gra wygląda.

A żeton do zaznaczania tur ma kształt kociej łapki!

Upierdliwostki

Największą uciążliwością jest liczenie inicjatywy. Jak już wcześniej pisałem, inicjatywa co chwilę się zmienia i co chwilę trzeba liczyć od nowa, kto jest pierwszy, kto drugi itd. Trochę to męczące. Może sprawę załatwiłyby tor inicjatywy i odpowiednie żetony?

Również już o tym pisałem, ale pierwszy kontakt z grą jest mało intuicyjny. Musisz wybrać zlecenia (ramki i płytki drukarskie), ale jeszcze nie wiesz, co się bardziej opłaca i co uda się zrobić. Dopiero przy drugiej rozgrywce lepiej czujesz grę.

A grafikowi wkradł się drobny błąd. Jeden z symboli inaczej wygląda na kartach, a inaczej na żetonach. Można się połapać, zwłaszcza że autorzy wyjaśniają pomyłkę w instrukcji, tylko trzeba doczytać ją do końca. Wtedy dowiesz się, że to wszystko wina… kota!

W grze wybierasz postać, która zapewni ci jednorazowy bonus i pomoże rozstrzygnąć remisy w inicjatywie. Wydaje się, jakby umiejętności Williama Caxtona i Charlotte Guillard przez pomyłkę zamieniono miejscami.

Przyjemnostki

Gra jest szybka. Naprawdę, szast-prast i trzy ramki ułożone! Cała zabawa tkwi w odpowiednim dobieraniu i układaniu kart z symbolami. Czas gry bardzo dobrze dobrano dla odbiorcy docelowego, ale o tym za chwilę.

Gra jest estetycznie wykonana, graficznie i tematycznie spójna z „Gutenbergiem”.

Tworzenie układanki, z której tylko fragment będzie liczył się w końcowym punktowaniu, jest nowinką w planszówkach. Ramki na plus, jako ciekawe rozwiązanie w mechanice gry.

Wariant solo ma dwie opcje: łatwą, która wcale nie jest taka łatwa, i trudniejszą, która jest trudna. Gra solo wysoko stawia poprzeczkę i trzeba się nieźle wyćwiczyć, żeby wygrać z automą.

Do brzegu…

„Printing Press” pasuje do graczy rodzinnych i średnio zaawansowanych, jest tak pomiędzy. Dzięki trzem sposobom punktowania możesz liczyć na różnorodność kolejnych rozgrywek. Zasady są proste: z podłużnych kart tworzysz układankę (wygląda trochę jak krzyżówka), a na koniec wybierasz tylko część układu, która zawiera symbole pasujące do zleceń. Najbardziej upierdliwe jest liczenie inicjatywy, ale z czasem człowiek nabiera wprawy. Ogólnie całkiem udana gra. Nic dziwnego, duet Przemek Wojtkowiak („Kroniki zamku Avel”) i Łukasz Woźniak („Wiedźmin: Stary świat”) zna się na tworzeniu gier.

 

Recenzja: Marcin Korzeniecki