Recenzja gry „Mindbug” (Portal Games): Marcin Korzeniecki

Zostałeś już kiedyś zmindbugowany? „Mindbugować” to przejmować nad kimś kontrolę. Wyrażenie pochodzi z gry „Mindbug” (robak umysłu?) wydanej przez wydawnictwo Portal Games. Lubisz szybkie i sprytne karcianki? „Mindbug” właśnie taki jest! 

Talia kart, instrukcja i dwa znaczniki do odnotowywania obrażeń to wszystko, co znajdziesz w pudełku. Zabawa na 10-15 minut, przy czym od razu zastrzegam, że warto grać do dwóch wygranych pojedynków. Tak, to gra pojedynkowa, na całą rozgrywkę masz zaledwie 10 kart, a twoim zadaniem jest pozbawienie przeciwnika punktów życia. Na kartach, które trzymasz w ręce, są potrafiące atakować stwory. W turze możesz zrobić dwie rzeczy: albo wstawić stwora na stół, albo wysłać go do ataku, jeśli już leży na stole. Przeciwnik może przyblokować atak swoim mutantem – wtedy porównywane są ich siła i zdolności specjalne. Jeśli atak nie zostanie powstrzymany, przeciwnik traci punkt życia. Ale uwaga! Przeciwnik może zmindbugować twoje stwory, czyli przejąć je i wykorzystać przeciwko tobie. Na szczęście ty również posiadasz dwa robaki umysłu, które potrafią namieszać w szeregach przeciwnika.

Gra jest szybka. Wkładasz kartę, dociągasz kartę, a sekret wygranej polega na wyczuciu momentu i lekkim blefowaniu. Stwory mają różne umiejętności i zdolności, dlatego musisz wyczuć, w którym momencie wypuścić odpowiedniego do ataku lub wyłożyć na stół. Wyobraź sobie, że jeden z twoich stworów jest wściekły, czyli atakuje dwa razy. Już się cieszysz, że furiat wykosi armię przeciwnika, a tu staje mu na drodze stwór twardy, czyli taki, który dwukrotnie przyjmuje obrażenia. Pat. Z kolei łowca jest cwaniakiem, który sam wybiera ofiarę. Trujący mutant strzyka jadem i nawet jeśli zginie na polu bitwy, zdąży załatwić wroga. Najgorszy jest stwór podstępny, bo jego atak może powstrzymać tylko inny podstępny mutant.

Jak wspomniałem, „Mindbug” wymaga wyczucia chwili. Karty pozwalające przejmować stwory przeciwnika powodują, że karcianka staje się zabawą w blefowanie. Na początku możesz wystawić stwory, które wyglądają na silne, by skusić przeciwnika do wykorzystania jego robaków umysłu. Naprawdę dobre karty zostawiasz na później. Lub inaczej – na początku wystawiasz mocne stwory i blefujesz, że zostawiłeś na ręce jeszcze silniejsze. Przeciwnik czeka z mindbugowaniem na coś lepszego i zalicza rozczarowanie.

Przejmowanie kart to dobry element gry, podobnie jak zdolności specjalne, ale tytuł ma swoje potknięcia. Przede wszystkim w „Mindbuga” powinni grać gracze na podobnym poziomie. Początkujący w starciu z osobami znającymi karty mają niewielkie szanse lub wygrywają przez szczęśliwy traf. Reguły, mimo że proste, nie są intuicyjne. Bywa, że powstaje problem wykluczających się zasad. Trzeba wtedy wertować instrukcję i analizować sytuację. Na początku graczom trudno jest zapamiętać wszystkie zależności i popełniają głupie błędy. Przykład? Pozbywasz się wszystkich stworów podstępnych – wtedy przeciwnikowi wystarczy jeden z taką zdolnością. Będzie atakował co turę i nie masz czym go zablokować. Przegrywasz.

Odniosłem wrażenie, że twórca gry, Richard Garfield, wziął to, co najlepsze ze swoich topowych tytułów. Z „Magic: The Gathering” zapożyczył słowa kluczowe i zastosował je w umiejętnościach stworów. Z „King of Tokyo” zaczerpnął temat o walkach potworów. Wyszedł z tego „Mindbug”, czyli gra, przy której najlepiej będą się bawić pary, które lubią karcianki konfrontacyjne i sporo grają ze sobą. Szybko odkryją wszystkie poziomy gry, a gracze będą mieli równe szanse. „Minbug” ma olbrzymią zaletę – generuje syndrom jeszcze jednej partii. Tyle wystarczy, by zainteresować się grą.