RAPORT „Rynku Zabawek”: Krajobraz po bitwie

Kryzys związany z globalną pandemią dotknął w mniejszym lub większym stopniu każdą branżę – jeśli nie bezpośrednio, to przynajmniej pośrednio. Jego skutki odczuły też wszystkie bez wyjątku firmy operujące na polskim rynku zabawek. I o ile w wielu przypadkach mowa jedynie o przejściowych kłopotach, o tyle część z nich do dziś boryka się z problemami, przy czym nieliczne zostały zmuszone do radykalnych ruchów polegających na likwidacji działalności. Tyle teorii. W praktyce sytuacja wygląda nieco lepiej, choć na najbliższej przyszłości cieniem rysują się coraz częstsze obawy związane z drugą, jesienną falą koronawirusa.

SKLEPY STACJONARNE

Duża część sklepów zlokalizowanych poza dużymi centrami handlowymi w czasie pandemii pozostawała otwarta i z naszych informacji wynika, że sprzedaż w tym czasie kształtowała się na poziomie podobnym lub wyższym w porównaniu z analogicznym okresem roku 2019. Większość sklepów od marca do kwietnia pozostawała jednak zamknięta. Jednym z wyjątków była Skala z Ostrowca Świętokrzyskiego. – Decyzja o niezamykaniu sklepu, a jednocześnie pozostaniu wyłącznie przy handlu tradycyjnym została starannie przemyślana. Po 26 latach nieprzerwanej działalności nie chcieliśmy zostawić klientów z dnia na dzień bez nieograniczonego dostępu do puzzli, klocków, gier planszowych, których szczególnie poszukiwali w okresie lockdownu. W maju zdecydowaliśmy się też na reklamę  w lokalnym radiu, aby dotrzeć do nich z informacją, że mogą u nas bezpiecznie zrobić zakupy. Dzięki tym krokom nie tylko nie odczuliśmy drastycznych spadków sprzedaży, ale też zyskaliśmy coś bezcennego – wiarygodność. Od czerwca natomiast systematycznie odnotowujemy powrót obrotów do poziomu sprzed pandemii – podkreśla Barbara Mergalska, właścicielka sklepu.

Istotnych strat związanych z lockdownem nie zanotowały również sklepy osiedlowe oraz te zlokalizowane nieopodal przedszkoli i szkół. Część z nich prowadziła sprzedaż wysyłkową, a właściciele, którzy wcześniej nie zdecydowali się na uruchomienie sklepu internetowego, rozpoczęli w tym czasie prace nad nim i/lub sprzedaż za pośrednictwem dedykowanych platform, m.in. Allegro. Najczęściej jednak w porównaniu ze sklepami sieciowymi i popularnymi internetowymi nie mieli zbyt dużych szans na osiągnięcie spodziewanych wyników.

Od maja ponownie otwarto większość sklepów stacjonarnych. Ruch w nich z dnia na dzień się poprawia, największe wzrosty z reguły odnotowane zostały w okresie przed Dniem Dziecka.

– Obecnie sprzedaż w sklepach stacjonarnych wraca powoli do normy. Wprawdzie klientów cały czas jest mniej niż przed pandemią, ale za to są oni bardziej świadomi. Wzrosła też wartość koszyka zakupowego – klient woli pójść do sklepu raz i kupić wszystko, czego potrzebuje. Istotnie zmniejszyła się liczba „oglądających”. Dodatkowo duża część właścicieli sklepów zwiększyła swoją obecność w mediach społecznościowych, zdecydowała się na otwarcie własnych sklepów internetowych oraz rozszerzyła asortyment – podsumowuje Krzysztof Bujalski, prezes firmy Bedeker, która świadczy usługi merchandisingowe m.in. na rzecz Wydawnictwa Nasza Księgarnia. – Niestety, w dalszym ciągu istnieje obawa przed drugą falą pandemii, co wśród właścicieli sklepów budzi duże obawy o najważniejszy okres sprzedażowy przed Bożym Narodzeniem – dodaje.

Sytuacja sklepów tradycyjnych w liczbach*

Spośród 84 sklepów, w których udało nam się uzyskać informacje na temat ich kondycji w czasie pandemii:

  • 62 sklepy nie odczuły długofalowo negatywnych zmian z powodu pandemii;
  • 16 sklepów odczuło negatywny wpływ pandemii na swój biznes;
  • 4 sklepy zostały zlikwidowane;
  • 10 sklepów przeniosło dużą część swojej działalności do Internetu;
  • 2 sklepy przebranżowiły się lub poszerzyły ofertę.

*Stan na 14 sierpnia 2020 r.; na podstawie danych zebranych przez redakcję.

SKLEPY INTERNETOWE

Ich sytuacja od początku lockdownu była o tyle lepsza, że łatwiej im było nie tylko dostosować się do nowych warunków rynkowych, ale też zarządzać samą sprzedażą. Po pierwszym okresie niepewności, kiedy to klienci zwyczajnie bali się wydawać pieniądze, obroty sklepów internetowych nie tyle wróciły do poziomu sprzed pandemii, ale wręcz zaczęły rosnąć.

Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów, że również sklepom stacjonarnym opłacało się w tym czasie poważnie zainwestować w Internet, jest powstała w 2012 r. sieć Profesor Zabawka. – Pandemia spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Wprawdzie wszystkie siedem naszych sklepów stacjonarnych działało nieprzerwanie, jednak brakowało w nich klientów. W międzyczasie zostaliśmy poniekąd zmuszeni do otwarcia kolejnego, ósmego sklep, gdyż decyzje w tej sprawie zapadły na długo przed wybuchem pandemii. I taka patowa sytuacja miała miejsca aż do Dnia Dziecka, który w tym roku był dla nas po prostu tragiczny – wspomina Łukasz Dąbkowski, właściciel. – Dlatego kiedy tylko zorientowaliśmy się, że sprawy zaczynają iść w złym kierunku, postanowiliśmy działać. Na pierwszy ogień poszedł sklep internetowy, do którego w ciągu dwóch tygodni wstawiliśmy ponad 2 tys. artykułów. I to chyba przyniosło nam szczęście, bo wkrótce nastąpiło również „odbicie” sprzedaży w sklepach tradycyjnych. A wraz z nim zmiana podejścia samych klientów, którzy zwyczajnie zaczęli doceniać możliwość zrobienia zakupów w sklepie stacjonarnym – wspomina.

 E-commerce w liczbach*

  • Już 73% internautów robi zakupy online.
  • Niekupujący online stanowią 27% ogółu badanych.
  • Jedna trzecia kupujących online korzysta z zagranicznych serwisów e-commerce. W porównaniu z rokiem ubiegłym wartość ta wzrosła o 4 punkty procentowe (30% vs. 26%).
  • Odsetek internautów kupujących na polskich stronach wyniósł w tegorocznym pomiarze 72% (60% w 2019 r.)

*Dane zebrano w okresie 23-30 marca 2020 r. Źródło: Gemius.

WYDAWCY/PRODUCENCI

Sytuacja, jaka ich spotkała, była o tyle wyjątkowa, o ile trudno było wdrażać w życie gotowe rozwiązania, kiedy kolejne plany wydawnicze z dnia na dzień legły w gruzach. Każdy producent i wydawca został też zmuszony do przeorganizowania pracy, a zarazem dynamicznego reagowania na nowe regulacje. W wielu przypadkach decyzje, jakie zapadały, były intuicyjne, a nie oparte na potwierdzonych danych. Wydawcy i dystrybutorzy inaczej musieli działać podczas twardego lockdownu (marzec-maj), a inaczej w ciągu ostatnich miesięcy, kiedy obostrzenia zostały częściowo zniesione (czerwiec-sierpień). W początkowym okresie pandemii wielu z nich całą komunikację przeniosło do Internetu. Dotyczyło to zarówno rynkowych premier, jak i kontaktów z klientami. Przy czym okazało się to nie tylko wykonalne, ale co najważniejsze – skuteczne.

W okresie rozmrażania gospodarki producenci i wydawcy coraz śmielej zaczęli powracać do tradycji wizyt u klientów (oczywiście z zachowaniem pełnego bezpieczeństwa). Jednak najważniejszą zmianą było dla nich przestawienie się na sprzedaż i marketing prowadzone niemal w całości w kanałach online.

– Zanotowaliśmy wzrost sprzedaży wśród kontrahentów, którzy posiadali sprzedaż wysyłkową. Natomiast ci, którzy jej do tej pory nie mieli, w obliczu pandemii szybko znaleźli sposób na to, by realizować zamówienia. Obecnie pod względem rozwoju sprzedaży online niejednokrotnie wyprzedzamy kraje zachodnie, z którymi tak często lubimy się porównywać – mówi Piotr Widerski, kierownik sprzedaży hurtowej w wydawnictwie Rebel. – Jeśli zaś chodzi o sprzedaż naszych produktów w punktach detalicznych, to tutaj również trzeba wyodrębnić dwa okresy. W pierwszym praktycznie nie mogły one handlować. Od czerwca sytuacja zaczęła się zmieniać, a klienci wrócili do sklepów, stęsknieni kontaktów face to face ze sprzedawcą. Wprawdzie nie jest to jeszcze ruch sprzed pandemii, ale wszystko zmierza ku dobremu. Najlepsze pod względem obrotów były dla nas maj i czerwiec, zaś najgorszy lipiec, ale to głównie dlatego, że zaplanowaliśmy wtedy dużą zmianę systemu księgowo-operacyjnego i przez dużą część miesiąca byliśmy wyłączeni – tłumaczy. – Przyglądając się zaś hitom sprzedażowym w tym okresie, w tym gronie znalazły się gry „Wsiąść do pociągu: Europa”, „Splendor” oraz „Dixit”. Przy czym obecnie klienci chętniej niż wcześniej sięgają po tytuły dedykowane mniejszej liczbie graczy – dodaje.

Źródło: opracowanie „Rynku Zabawek”